28 czerwca 1914 roku. W Sarajewie
wizytowanym przez austriacką parę książęcą reprezentujący antyrządową
organizację Czarnej Ręki Gawriło Princip oddaje strzały do samochodu, którym podróżują
Franciszek Ferdynand i jego ciężarna małżonka, Zofia. W wyniku udanego –
drugiego zresztą w tym dniu – zamachu oboje giną, a Europę na nadchodzące
cztery lata ogarnia wojna angażująca 28 państw i pochłaniająca (w wyniku bojowych
działań i chorób) 30 milionów ludzkich istnień [1].
Tyle historia.
Jak rozpętałem pierwszą wojnę
światową – zdaje się opowiadać, na wzór popularnego polskiego filmu z lat 70.
debiutancka książka Iana Thorntona. Daleko jej jednak do komedii: historia
Johana Thomsa, choć również złożona z zabawnych zwrotów akcji i prowadząca
poprzez niemalże całą Europę, jest przede wszystkim realizacją literackiego
motywu geniuszu wraz z jego oczywistą bliskością do szaleństwa. Czytelnik
towarzyszy bohaterowi przez całe jego, jak się okazuje, pogmatwane życie: od
momentu narodzin w bośniackim Argonie w 1894 roku, do śmierci w roku 2003.
Poznaje małego, niebywale bystrego chłopca znakomicie grającego w szachy
(znamienna jest ich analogia do wszelkich wojennych działań), z wybitnymi
uzdolnieniami językowymi, umiejętnością zjednywania sobie ludzi i bujną –
jeszcze nie szaleńczo – wyobraźnią. Późniejsze jego losy zdają się być
konsensusem wielu różnych wypadków i
zdarzeń: od (być może genetycznie warunkującego) obłędu ojca, przez niefortunny
wypadek z jeleniem prowadzący do protektoratu bogatego hrabiego Kaunitza,
wreszcie – nieszczęsne popołudnie czerwcowej niedzieli, kiedy to
dwudziestoletni Johan miał (wówczas jeszcze) przyjemność zasiąść za kierownicą
auta wiozącego arcyksięcia Ferdynanda. Śmierć austriackiej pary rzuci cień na
całą jego dalszą egzystencję; obarczając się winą za zaistniały zamach ucieka z
kraju, a kolejne wydarzenia posiadają znamię efektu „domina” lub „motyla”:
zdają się być konsekwencją tego jednego ułamka sekundy, w którym młodziutki,
zakochany Thoms zamyślił się o pięknej Lorelei, nieświadomie wystawiając swoich
pasażerów na niebezpieczeństwo. Polityczne skutki zamachu w Sarajewie są znane:
zaledwie dwa miesiące później wybucha wojna, o której informację Johan
przypłaca zapaścią nerwową i długim pobytem w szpitalu: każda z czytanych przez
niego gazet histerycznie mu przypomina, że to on jest odpowiedzialny za
narastający na kontynencie koszmar. Ucieczka przed strachem i wyrzutami
sumienia prowadzi bohatera do Portugalii, późniejsza II wojna światowa (według
mniemania Thomsa wynikowa wydarzeń I wojny, a zatem i jego postępku) wypędza go
na tułaczkę do Hiszpanii i Anglii. W swoich wojażach od pierwszych dni
emigracji Johan jakby za karę traci wszystko, co posiada niematerialnego:
przyjaciela, rodziców, wreszcie – ukochaną, do której nigdy nie ma odwagi
powrócić. Zyskuje jednak towarzysza: małego
Cycero, chorwackiego chorego chłopca, który swoją obecnością chroni go przed
całkowitym zatraceniem w wynikającym z poczucia winy obłędzie, i tym samym
samotnością. Przed szaleństwem ratuje Thomsa również literatura: zaczyna swoje
przeżycia i spostrzeżenia opisywać w formie powieści wydawanych (obok popularnych
wówczas Hemingwaya, Orwella i poetki Dorothy Parker) pod żeńskim
pseudonimem Blanche de la Peña, próbując tym samym zrehabilitować
w opinii publicznej jeżeli nie siebie, to bodaj swoje powieściowe alter ego. A
to – tak naprawdę – dopiero początek opowieści…
Thornton konstruując narrację „O
człowieku, który podpalił wiek dwudziesty…” posługuje się niemal matematyczną dokładnością:
jedno zdarzenie (paradoksalnie logicznie) wynika z drugiego; rachunek
prawdopodobieństwa chichocze w twarz czytelnikowi, za każdym razem wyciągając z
dzbana czarną kulę[2], pieczę nad ciągłością losów Johana dzierżą nierzadko
przywoływani w powieści Pitagoras i Fibonacci[3], a wszystkie jego kolejne przedsięwzięcia
rozważone są z precyzją szachowego ruchu, nieuchronnie prowadzącego do
druzgocącego mata. Postać Thomsa, skrzyżowanie analitycznego geniuszu z
obłąkaniem, dość groteskowo obrazuje konsekwentność ludzkich decyzji, które
niezależnie od woli człowieka potrafią przejąć kontrolę nad całym jego życiem,
do samego końca powracając z nachalną dywagacją „co byłoby, gdyby”. Moralnym przesłaniem
językowo znakomitej i wielce erudycyjnej powieści Thorntona niewątpliwie jest
nauka, iż nie należy rozpamiętywać minionych zdarzeń, a dać szansę
teraźniejszości – bywa ona zaskakująca niczym książkowe wydarzenia. Rzecz znakomita: brawurowe połączenie
psychologicznych rozważań z historycznym tłem obydwu wojen zaowocowało
intelektualną, zmuszającą do myślenia czytelniczą ucztą. Dajmy zatem szansę
Johanowi Thomsowi opowiedzieć swoje dzieje, i tym samym mu… wybaczmy, bo przede
wszystkim tego ten smutny bohater potrzebuje.
[1] Por. Wikipedia, hasło „I
wojna światowa”.
[2] Por. David J. Hand: „Zasada
nieprawdopodobieństwa. Dlaczego codziennie zdarzają się cuda, zbiegi
okoliczności i rzadkie wydarzenia”. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.
[3] Ian Thornton: „O człowieku,
który…”, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015, s. 383.
Recenzja została napisana dla portalu biblioNETka.pl, od którego otrzymałam niniejszą książkę, i można ją przeczytać TUTAJ.
Tłumacz: Aleksandra Ambros
Wydawnictwo: Marginesy, Warszawa 2015
Liczba stron: 418
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz