Bliski Wschód roku 2011. Tunezja
tuż po „jaśminowej rewolucji” i obalonych rządach prezydenta Zajna Ben Alego.
Libia po śmierci Mu’ammara al-Kadafiego. Egipt pod rządami Mubaraka, Liban – Hezbollahu.
Zamieszki na granicy z Syrią, demonstracje na Kairskim Tahrirze. Tłem dla
powieści Ece Temelkuran, tureckiej dziennikarki i publicystki jest „arabska
wiosna”: wraz z działaniami wojennymi, wyrachowaną grą państw Zachodu [1] i
przemianami społecznymi wpływającymi na osoby cywilne, ze szczególnym
wskazaniem na oczekujące radykalnych zmian kobiety, uciskane zarówno przez
dominującą w tamtejszym regionie religię islamską, jak i patriarchalną
obyczajowość.
„Taniec w rytmie rewolucji”[2] to
historia szaleńczej podróży przez większość krajów objętych zamieszkami: trzy
kobiety, przypadkowo poznające się w tuniskim hotelu wyruszają w nieznane pod
wpływem niebywale charyzmatycznej, tajemniczej, podstarzałej kurtyzany – Madame
Lilli. Cel ich podróży początkowo pozostaje niewyjaśniony; z czasem jednak przewodniczka
uchyla rąbka intrygi, u podstaw której leży zawiedziona miłość i chęć zemsty na
dawnym kochanku. Amira – tunezyjska tancerka, odrzucona przez rodzinę ze
względu na kulturową ortodoksyjność, skrywająca niezwykłe uczucie do mężczyzny,
który z jej powodu dokonuje religijnej przemiany; Maryam – krótkowłosa
uniwersytecka historyczka z Kairu, specjalizująca się w miejscowych
maternistycznych mitach, wypierająca na wszelkie sposoby swoją kobiecość;
wreszcie – bezimienna opozycyjna dziennikarka z Turcji, powieściowe alter ego
autorki: w odruchu niezidentyfikowanego, pierwotnego instynktu żeńskiej
solidarności porzucają wszystkie swoje dotychczasowe sprawy, aby podjąć
wyzwanie prowadzące ostatecznie do odkrycia… prawdy o samych sobie.
Książka Temelkuran dotyka
niezwykle aktualnej kwestii: statusu kobiet na Bliskim Wschodzie, zarówno w
kontekście przedrewolucyjnym, jak i po rzekomej „odwilży”, która w
rzeczywistości nie przyniosła spodziewanej wolności, wyzwolenia się z religijnego
radykalizmu szariatu i autodecydentalnych możliwości [3]. I bohaterki, i
drugoplanowe kobiece postaci reprezentują w tym świetle różnie intensyfikowane
postawy feministyczne: od nieświadomego pragnienia zmian w codzienności, po anarchofeministyczną
potrzebę zaangażowanej walki, zarówno z mężczyznami, jak i panującym systemem. Zdają
sobie jednak sprawę ze swojej przegranej pozycji, warunkowanej nieubłaganymi
konwenansami: „Ściszałyśmy nasz śmiech, by nikt nas nie usłyszał, a on stawał
się coraz bardziej szalony. Właśnie usłyszałyśmy czyjś krzyk w drzwiach. Jak
wszyscy mieszkańcy Bliskiego Wschodu, święcie przekonani, że za każdą chwilę
szczęścia czeka ich kara wcale się nie zdziwiłyśmy i natychmiast poczułyśmy się
winne” [4] – pisze w zbiorowym imieniu autorka. Jej rola staje się w tym
przypadku znamienna: to właśnie ona staje się nośnikiem głosu milionów zawiniętych
w czadory i burki kobiet, które dotychczas tego głosu nie miały (i, mimo
przemian, nie mają nadal). Temelkuran stwierdza nawet, że „My możemy mieć cos
do powiedzenia tylko wtedy, gdy same spisujemy swoje opowieści” [5]. Dobitnie
podkreśla to pozornie autonomiczną wspólnotowość mieszkanek krajów Wschodu: w
zdominowanym przez mężczyzn świecie zdane są same na siebie, na swoje
siostrzane, ciche wsparcie. W oczach Arabskich mężczyzn kobieta jest niczym;
tylko osoba o podobnym statusie społecznym – inna kobieta – może ją zrozumieć.
Stąd też w powieści Temelkuran bohaterki, których życiowym powołaniem jest konsekwentna
praca na rzecz „sióstr”, i przekonanie tych, „(…) które cały czas czują się bezwartościowe,
że mają wartość” [6]. W opisach tej skomplikowanej rzeczywistości znakomicie
sprawdza się dziennikarskie pióro autorki: „Taniec w rytmie rewolucji” to słaba
powieść (zwłaszcza ze względu na przydługie i nużące interpretacje
mitologicznych inskrypcji królowej-bogini Dydony oraz nieco infantylne listy
kochanka Amiry), ale znakomity reportaż o życiu muzułmańskich kobiet na
terenach ogarniętych bratobójczą wojną.
Okładkowa zapowiedź głosi, że powieść Ece
Temelkuran to „Bliskowschodnia, egzotyczna wersja Thelmy i Louise”. Otóż nie – ta książka to najnowszy, furiacki „Mad Max” (z jego feministyczną perspektywą w pełni),
prowadzący bohaterki poprzez ogarniętą wojną pustynię ku wolności. I podobnie
jak ten (sześciooskarowy zresztą!) film zawierający wiele znakomitej
scenografii i make-up’u – „Taniec w rytmie rewolucji” posiada niezbyt
górnolotną fabułę, nie ujmującą przy tym niczego z jego brawurowego i
prowokacyjnego spojrzenia na los bliskowschodnich kobiet. To mimo wszystkich
minusów bardzo ważna pozycja wydawnicza, zwracająca uwagę na jeden z
najbardziej aktualnych problemów świata. Należy koniecznie przeczytać.
[1] Por. Ece Temelkuran: „Taniec w rytmie
rewolucji”. Wydawnictwo PWN, Warszawa 2015, s. 234
[2] Amira, jedna z bohaterek mówi w książce (nieświadomie nawiązując do anarchofeministki Emmy Goldman): „Po co mi rewolucja, skoro nie mogę tańczyć!”. Cytat j.w., s. 42; por. również Emma Goldman: „Anarchizm i inne eseje”, Wydawnictwo Oficyna Bractwo „Trojka”, Poznań 2015.
[3] Patrz: Aneta Wawrzyńczak: „Ciemna strona Arabskiej wiosny – jak rewolucja zawiodła kobiety”. Wirtualna Polska, dostęp z 27. 02. 2016.
[4] Ece Temelkuran: „Taniec w rytmie rewolucji”. Wydawnictwo PWN, Warszawa 2015, s. 186.
[5] Tamże, s. 266
[6] Tamże, s. 430
[2] Amira, jedna z bohaterek mówi w książce (nieświadomie nawiązując do anarchofeministki Emmy Goldman): „Po co mi rewolucja, skoro nie mogę tańczyć!”. Cytat j.w., s. 42; por. również Emma Goldman: „Anarchizm i inne eseje”, Wydawnictwo Oficyna Bractwo „Trojka”, Poznań 2015.
[3] Patrz: Aneta Wawrzyńczak: „Ciemna strona Arabskiej wiosny – jak rewolucja zawiodła kobiety”. Wirtualna Polska, dostęp z 27. 02. 2016.
[4] Ece Temelkuran: „Taniec w rytmie rewolucji”. Wydawnictwo PWN, Warszawa 2015, s. 186.
[5] Tamże, s. 266
[6] Tamże, s. 430
Tytuł: Taniec w rytmie rewolucji
Tłumacz: Piotr Kawulok
Wydawnictwo: PWN, Warszawa 2015
Liczba stron: 552
Książkę do recenzji otrzymałam od portalu biblioNETka.pl, i dla niego został napisany powyższy tekst. Można go przeczytać TUTAJ.
2 komentarze:
Super, super recenzja, rewelacyjna pod względem merytorycznym, a i czyta się po prostu przyjemnie.
Okładka super, i tak by mnie zachęciła do lektury, ale po Twojej recenzji nie ma już innego wyjścia. :)
Dziękuję! :)
A do książki naprawdę polecam zajrzeć, warto!
Prześlij komentarz