30 października

Najmłodsze dziecko Michaśki

"Miętowy to najpopularniejszy kolor ostatnich kilku sezonów" - głoszą modowe blogi. W taką też okładkę odziane zostało najmłodsze dziecię Michała Witkowskiego, znanego Facebook'owiczom i znajomym także jako Michaśka, tudzież (do niedawna) Miss Gizzi - ekscentryczna blogerka kojarzona przede wszystkim z kontrowersyjnymi, drogimi strojami, igrającymi zarówno z ubraniową popkulturą, jak i dobrym smakiem stylistycznym. Przez medialną aferę związaną z jedną z jej kreacji (z niefortunnym symbolem SS na różowej czapce rogatywce) odwołana została kwietniowa premiera książki, w związku z czym dopiero teraz, po półrocznych porodowych bólach, narodził się "Fynf und cfancyś": potomek długo oczekiwany, a i kontrowersyjny.

...Bez obaw. Nawet w ładnych, modnych, miętowych śpiochach najmłodsze dziecko Michaśki jest krnąbrne, niepokorne, obsceniczne, śmierdzące dworcami i seksem, a przy tym posiadające niewiarygodnie bystre spojrzenie na świat i zdegenerowaną, sterowaną pieniądzem ludzkość. 



Bohaterami książki są dwaj homoseksualni emigranci zarobkowi: Dianka - szesnastoletni Milan z Bratysławy, oraz Fynfundcfancyś - nieco starszy Polak, zawdzięczający swój "artystyczny" pseudonim... długości przyrodzenia. Chcąc utrzymać się w największych miastach Zachodniej Europy parają się męską prostytucją, i wokół tego zawodu i jego niuansów utrzymana jest fabuła powieści, skonstruowana na zasadzie luźnych, wspomnieniowych narracji tytułowego bohatera (utrzymanych - co bardzo na plus - w retoryce "Lubiewa", najlepszej książki Witkowskiego). Drogi obydwu chłopców schodzą się i rozchodzą; czasem starszy i zaradniejszy Fynfundcfancyś pomoże zadłużonej Diance, czasem młoda, więc i naiwna Dianka "przetestuje" dla Fynfundcfancysia jakieś rzekomo darmowe mieszkanie czy polecany dom uciech. Generalnie wydarzenia rozgrywają się jednak dwutorowo - wokół przeżyć zarówno jednego, jak i drugiego bohatera, obrazując ich bardzo podobny początek kariery, stopniowo jednak rozchodząc się na całkowicie odrębne ścieżki ich zarobkowej egzystencji. Postacie te są bowiem skrajnie różne: o ile Dianka jest pochodzącym z ubogiej słoweńskiej rodziny niemalże jeszcze dzieckiem (z całą swoją dziecięcą skłonnością do słodyczy - lodów, czekolady, tudzież zabawek, kreskówek i zbieranych "fantów"), to Fynfuncfancyś jest nieco wyrachowanym (acz, trzeba przyznać, niepozbawionym wrażliwości) świadomym poszukiwaczem lepszego jutra, posiadającym ambitną, mocną siłę przebicia i umiejętność chłodnej kalkulacji rzeczywistości (oraz pieniędzy!). Dzięki tej rozbieżności charakterów możemy obserwować plusy i minusy obranego przez bohaterów zawodu: od całkowitej degeneracji w stadium finansowego błędnego koła prowadzącego do upadku (brak pieniędzy - brak miejsca na nocleg - brak możliwości umycia się - nieatrakcyjny wygląd - brak klientów - brak pieniędzy) - via Dianka, po zarobkowe wyżyny w charakterze luksusowego utrzymanka szwajcarskiego bogacza - Fynfundcfancyś. Obydwaj jednak, niezależnie od aktualnego stanu finansowego, posiadają typowe młodzieżowe marzenia  - lepsze, firmowe ubrania którymi mogliby się pochwalić kolegom, sprzęt muzyczny, płyty ulubionych zespołów, markowe produkty - cały konsumpcyjny dobrobyt Zachodu.


Najbardziej fascynującym aspektem książki Witkowskiego jest perfekcyjnie nakreślony obraz Europy lat 90., z całym jej kiczowatym przepychem i domniemanym nieprzebranym bogactwem, do którego w poszukiwaniu szczęścia masowo pielgrzymowali wówczas chłopcy (i dziewczęta) z uboższych państw bloku wschodniego. Fabuła powieści rozgrywa się w trzech niemieckojęzycznych miastach: Wiedniu, Monachium i w Zurychu (kolejno Austria, Niemcy, Szwajcaria), i poza oczywistym dla zamysłu artystycznego opisem środowiska parającego się najstarszym zawodem świata, wyjątkowo trafne (choć nieco stereotypowe) są spostrzeżenia na tematy społeczno-socjologiczne, charakterystyczne dla danej narodowości. Wystarczy przytoczyć opinię Fynfundcwancysia o Niemcach: 


Napiętnowany zostaje także kult przedmiotu, który w tamtym czasie intensywnie rozkwitał, do dzisiaj przeżywając swoją nieustanną świetność. Najważniejsza dla zachodniego społeczeństwa staje się marka jako symbol czegoś, co można kupić i posiadać, automatycznie przeradzająca się zatem w synonim pieniądza i dobrobytu. Nie bez przyczyny jak widać w książce Witkowskiego pojawiają się product placement'y górnopółkowych marek takich jak Dior, Chanel, Dolce&Gabbana, Gucci, Louis Vuitton, Lacoste, Polo Ralph Lauren - po które sięga w okresie swojej świetności Fynfundcfancyś - obok obecnie popularnych, a wówczas postrzeganych jako elementy świetności Zachodu produktów takich jak wspomniany wyżej Perwoll, Milka, Marlboro, Levis'y, Johnnie Walker, czy... (wychwalana przez Autora) Kinder Niespodzianka. Witkowski kolekcjonując materiał do książki w ramach research'u sam posłużył jako tester opisywanych produktów, przede wszystkim marek związanych z modą: większość z jego stylizacji kreowanych jako Miss Gizzi znajduje swoje odbicie w powieści; zresztą - sam przyznał na swoim Facebook'u, że najnowsza książka dla Znaku to "spory kawał mojej biografii". Kreacje Fynfundcfancysia, którymi szokował i przyciągał uwagę w szwajcarskiej  Karuzeli - lokalnym gay clubie - to kopie projektów Miss G: stylizacja na małolata z deskorolką, ubranego na biało tenisistę, fana Nirvany; cały Funfundcfancysiowy "styl infantylny" wraz z pluszowym Prosiakiem (via okładka!) na czele - to autorski wymysł Witkowskiego, krążący do dziś na niektórych portalach i w archiwum autora w formie zdjęć. 

Podkreślona nieco karykaturalnie fascynacja przedmiotem i marką obrazuje charakterystyczny dla lat 90. rozstrzał finansowy Europy - od krajów najbiedniejszych (jak wówczas Słowenia Milana czy Polska Fynfundcfancysia) po najbogatsze, ze Szwajcarią na czele. Dobrobyt jednak nie zawsze służy ludziom, zapominającym w pogoni za pieniądzem o rzeczach najważniejszych; szczęścia zatem nierzadko obywatele państw zamożnych musieli szukać w objęciach młodych emigrantów, co stało się znakomitą niszą zarobkową dla powieściowych bohaterów.


Książka posiada w całej swojej ironicznej konstrukcji jawnie pejoratywny wydźwięk: to czarny obraz zdegenerowanego zachodu, dla którego najważniejsza staje się sprzedaż - zarówno przedmiotu, marki, jak też (pojmowanego jako przedmiot) ciała; wszystko po to, aby włączyć się w machinę (nomen omen - karuzelę!) pozyskiwania i wydawania pieniędzy. Znamienna tu staje się okładka ze świnką - skarbonką (jakże słodką, prawie jak młoda Dianka): aby oszczędzić, musisz do niej włożyć pieniądze; gest "wkładania" w kontekście powieści staje się jednoznacznym, kapitalistycznym substytutem aktu seksualnego, prowadzącego - oczywiście, do pieniędzy: aby cokolwiek zyskać, również musisz włożyć (lub... włożyć pozwolić). 


Puenta książki Witkowskiego również nie jest najweselsza: w całym rozszczelnieniu granic w latach 90., w całym przepływie ludzi i dóbr (również gospodarczym), gorzka staje się wizja Dianki, śniącej o zalewających Wschodnią Europę falach wyprodukowanych na zachodzie śmieci - odpadków od dobrobytu: 


Opis ten staje się przejmującą metaforą rzeczywistości, w której przyszło nam, współczesnym (zwłaszcza pochodzącym ze wschodniej części Europy), egzystować - w nowoczesnym i wszechobecnym moralnym rozkładzie z niemalże już normatywnym uprzedmiotowieniem ciała, w popłuczynach zachodniego bogactwa, z pieniądzem, za który można kupić wszystko i nic. 

***

Należy dodać na koniec, że książka Michała Witkowskiego jest znakomita również pod względem językowym: autor w czysto prozatorską narrację sprawnie wplata fonetycznie zapisane obcojęzyczne wyrażenia, naśladując lokalne języki mniejszości zagranicznych (ponglish? polgerman?) oraz "kurwiany" profesjolekt, często posługuje się błyskotliwie skonstruowaną inteligentną ironią, nie stroni także od wnikliwych opisów społeczno-kulturoznawczych ilustrujących przestrzeń, w której umieszczeni są bohaterowie.   

***

Warto zatem sięgnąć po najmłodsze dziecię Michaśki. Wprawdzie po dłuższych oględzinach okazuje się, że wcale nie jest tak różowe jak okładkowa świnka, że trzeba je wielokrotnie przewijać i pudrować, jak pewnego bogatego pana ze Szwajcarii, w końcu - że śmierdzi jak szalety na dworcu w Monachium - ale ostatecznie jest tak mądre, że żal byłoby zrobić mu krzywdę. Należy zawinąć je w te miętowe śpiochy i postawić na półce. I cieszyć się z posiadania, wszak to potomek długo wyczekiwany. Must have.

***

Za przedpremierowy egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.




***

Wszystkie wykorzystane w recenzji fragmenty (jak też okładkowa świnka, którą również pozwoliłam sobie zacytować), pochodzą z tego wydania:



Michał Witkowski
Fynf und cfancyś
Znak Literanova
Kraków 2015

1 komentarz:

nieortodoksyjny pisze...

Do Michała Witkowskiego podchodzę z lekkim dystansem, niemniej jednak od jakiegoś czasu myślę by sięgnąć po którąś z jego książek. I właśnie pewnie padnie albo na Lubiewo albo na Fynf und cwancyś, chociaż bardziej skłaniam się ku tej drugiej :)