30 października

Wypędzenie z krainy czarów


    Sylwia Chutnik za pomocą swojego ubiegłorocznego zbioru rozproszonych opowiadań gwałtownie wyciąga czytelnika z bezpiecznej krainy dzieciństwa, serwując mu przyspieszony kurs dorastania. 

   Punktem startowym literackiej jazdy bez trzymanki staje się śmierć dziadka z otwierającego tom tytułowego utworu: jest to symboliczne zakończenie pewnego życiowego etapu, zmuszające do konfrontacji z już nie beztroską dorosłością, która oferuje zupełnie niedziecięce doznania, opisane w kolejnych rozdziałach (etapach) ironicznie różowej jak grzywka Autorki książki. Są w niej zatem i średnio udane małżeństwo, niewidzialne z punktu widzenia dorosłych dziecko, opieka nad schorowaną, wymagającą matką,  ("Anna"), tęsknota za latami młodości i minioną sławą ("Pola"), płatny seks i świadomość własnego upadku ("Bożena z Poznańskiej"), poczucie nijakości ("Wszystko zależy od pani"), wynikłe z samotności doświadczenia homoerotyczne ("Niewinne czarodziejki"), zmagania z własną niemożnością ("Pan Tadeusz"), uzależnienie od matki ("Dancing"), negatywne skutki opętania wiarą ("Przeszkadzały"), konfrontacje z wyrzutami sumienia historii ("Muranooo"), wreszcie - nieuchronnie czyhającą na końcu każdego życia - śmierć ("Piwnica"). Wszystkie te etapy łączy fakt permanentnej tęsknoty za czymś minionym (zmarłym mężem, dziadkiem, kotem; rodzicami, którzy w czasie wojny obiecali wrócić - i nie wrócili; za normalnością; za oddaną dawno temu córką), stąd też wyłania się ta mityczna, tytułowa "kraina czarów": jest to tam, gdzie KIEDYŚ było dobrze, wszystko było, jak być powinno, a najbliżsi byli obecni jakby nigdy i nigdzie nie odchodzili - do której jednak w chwili obecnej nie ma już powrotu. Raj został zamknięty.

    Konstrukcyjnie kluczem książki jest zatem swoiste axis mundi - granica, oś świata pomiędzy teraz, a kiedyś; między życiem a śmiercią, między tym co wyobrażone i zapamiętane, a tym co rzeczywiste; z miotającym się człowiekiem uwięzionym w samym jej środku wraz ze swoimi codziennymi problemami, zawieszonym pomiędzy chęcią powrotu do minionego - a koniecznością progresu; każdy z bohaterów Chutnik trwa w impasie, który - paradoksalnie - zakończyć może jedynie definitywne odejście (zamykając koło i wracając do punktu wyjścia).

   Opowiadaniom z tomu "W krainie czarów" stylistycznie blisko jest do reportażu: w narracji często głos oddany zostaje przedstawianym postaciom, dzięki czemu każde z nich sprawia wrażenie zasłyszanej (bo pewnie i tak było) historii, opowiedzianej w warszawskim tramwaju czy w zieleniaku; zresztą - stolica w całej twórczości autorki jest wszechobecna. Chutnik na tej doskonale znanej sobie topograficznej płaszczyźnie sprawnie żongluje emocjami, brutalnie zderzając nieróżową (via okładka) rzeczywistość ze wspomnieniami, rozdrapując bohaterom rany, wkładając w nie paluchy i obficie sypiąc na nie sól słowa; wrażliwy czytelnik z potyczki z tą książką wychodzi rozbity, rozedrgany, w gorączce - w końcu każdemu zdarza się "spławić" telefonicznie dziadka pod pretekstem pracy (a może to był ostatni telefon od niego?), znaleźć jego nierozpakowane skarpetki, których nigdy nie użyje, spojrzeć w ostatnie przedśmiertne uchylenie kociego oka, odnaleźć zagubioną zabawkę (historię?) zmarłego dziecka. 

    Znakomita książka znakomitej autorki, która pięknie literacko ewoluuje, i od zbuntowanej Grrrl Riot przechodzi do wysublimowanej stylistyki Borgesa czy Capote'a. Zdecydowanie warto sięgnąć.


Książka otrzymała nominację do Nagrody Nike 2015.




Sylwia Chutnik
Znak Literanova
Kraków 2014



Brak komentarzy: