17 września

Co kryją stare groby

Dobry kryminał jest jak magiczna sztuczka, która powinna, jak kiedyś zapisał pewien znany prestidigitator, posiadać „obietnicę”, „zwrot” i „prestiż” – trzy wyznaczniki udanego przedstawienia[1]. Tym samym również literatura musi zapewnić odbiorcę o swojej niepowtarzalności, zaskoczyć go nieoczekiwanym wirażem zdarzeń, wreszcie – zadziwić precyzyjnie przygotowanym rozwikłaniem tajemnicy. „Dziewiąty grób”, druga z wydanych w Polsce powieści Stefana Ahnhema, spełnia wszystkie te kryteria: już pierwsze zdania zapowiadają trzymającą w napięciu fabułę, która następnie, strona po stronie, dokonuje karkołomnych rewolucji, wyprowadzając niczego się nie spodziewającego czytelnika na manowce domysłów. Autor jest tutaj sprawnie ukrywającym prawdę iluzjonistą literatury: zmyślnie podsuwa odbiorcy pozornie najbardziej racjonalne rozwiązania intrygi – i tak, prawie w każdym momencie czytający się na ten dość prosty zabieg nabiera. Wszystko to jednak na nic: finał okazuje się być całkowicie zaskakujący, i do końca ciężko jest uwierzyć, że rozwiązanie przez cały czas było na wyciągnięcie ręki. Tak działa pisarska magia Ahnhema, a zdaje się, że wielu jest w stanie jej ulec – w końcu niełatwo jest wybić się autorowi kryminałów ze Szwecji, która bardzo wysoko postawiła literacką poprzeczkę w tym gatunku.


W „Dziewiątym grobie” do akcji wraca Fabian Risk: znany z „Ofiary bez twarzy” śledczy sztokholmskiej policji ponownie musi zmierzyć się z grasującym w stolicy bezwzględnym mordercą, który swoje bestialsko potraktowane ofiary dobiera według pozornie nieokreślonego klucza. Pech sprawia, że jedną z nich okazuje się być szwedzki minister sprawiedliwości, co powoduje, że wszystkie służby w kraju postawione zostają w stan najwyższej gotowości – bez względu na to, że za chwilę są święta Bożego Narodzenia. W tej sytuacji Fabian kolejny raz zostaje zmuszony do karkołomnego balansowania pomiędzy pracą, a coraz bardziej osamotnioną i rozpadającą się rodziną. Familijne rozterki Riska powodują, że bohater ten budzi w czytelniku automatyczną sympatię; zresztą – sam autor mówi o nim, że „współczesny mężczyzna daje sobie prawo do emocji, nie musi być macho. Taki jest Fabian. Ma wyrzuty sumienia, że spędza za mało czasu z dziećmi, i problemy małżeńskie. Chciałem, żeby był normalną osobą, która w pracy mierzy się z niezwykłymi rzeczami [2].”
Przytoczone przez Ahnhema w wywiadzie „niezwykłe rzeczy” są w tym wypadku dramatycznie krwawe: kolejne ofiary brutalnie pozbawiane są rozmaitych narządów, lecz nic nie wskazuje, aby stali za tym łowcy organów. Morderca sprytnie zwodzi i czytelnika, i Riska: kieruje podejrzenia na niewłaściwe osoby, sprytnie manipuluje faktami, nierzadko o krok pozostaje przed tropiącym jego tożsamość śledczym. Rozwiązanie zagadki jednocześnie satysfakcjonuje i smuci, gdyż motyw zbrodni nie posiada jednoznacznie negatywnego podłoża; wręcz przeciwnie – pobudki mordercy w pewnym sensie zdają się mieć niemalże racjonalne podłoże… Nie da się ukryć, że mimo swojej krwawej otoczki książka Ahnhema zmusza do refleksji, zarówno nad kruchością życia, jak i nad potęgą miłości. Zresztą, profesor Peter von Matt pisał niegdyś w kontekście kryminału, że „literacka struktura intrygi wraz z widowiskiem jej rozwiązania jest ucieleśnioną filozofią moralną. Nie trzeba oczywiście czytać książek i opowieści w ten sposób. Można po prostu oddać się napięciu i towarzyszącemu mu przyjemnemu dreszczykowi. Ponieważ jednak do natury człowieka należy ta osobliwość, że nie może on sobie sam przeszkodzić w myśleniu, nawet niefrasobliwe przeżywanie spektaklu intrygi wcześniej czy później doprowadzi go do owej płodnej czynności, która przyniosła mu niegdyś przydomek „sapiens” [3]”. Tak właśnie dzieje się w przypadku pozornie rozrywkowego „Dziewiątego grobu”, pozostawiającego w odbiorcy na długo pewien myślowy niepokój.

Poza oczywistym wątkiem kryminalnym proza Ahnhema posiada również ciekawie zarysowane tło obyczajowe: czytelnik może zaznajomić się pokrótce z konwenansami w stosunkach szwedzko-duńskich, poznaje znany na całym świecie pedagogiczny system ochrony najmłodszych, dowiaduje się, do czego zdolne są kobiety w ciąży, i jakie są ulubione przeboje sztokholmskich policjantów. Całość dopełniają znakomicie rozpisane, żywe dialogi (widać w nich literacko sprawną rękę serialowego scenarzysty [4]), a sama narracja co chwila zaskakuje, nie pozwalając odłożyć książki nawet na chwilę. „Dziewiąty grób” to fantastyczna, długa powieść na jesienny wieczór – o tyle przyjemniejsza, że poza przystępną, lekką formą szwedzkiego kryminału, posiada jeszcze refleksyjny smaczek.

[1]Christopher Priest: Prestiż. Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.

[2] Natalia Szostak: Stefan Ahnhem: W Szwecji wychodzi 365 kryminałów rocznie. Moje muszą być najlepsze! [ROZMOWA]. Wyborcza.pl, 06. 10. 2016.

[3] Peter von Matt: Intryga. Teoria i praktyka podstępu w literaturze. Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 409.
[4] Stefan Ahnhem jest scenarzystą serialu Wallander, zrealizowanego na podstawie bestsellerowych powieści Henninga Mankella.

Recenzja napisana dla portalu biblioNETka.pl od którego otrzymałam książkę. 
Można przeczytać ją TUTAJ.



Autor: Stefan Ahnhem
Tłumacz: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: Marginesy, Warszawa 2016
Liczba stron: 528


Ocena recenzenta: 5/6

Brak komentarzy: