21 marca

W DOMU NAJLEPIEJ... CZYLI INDYJSKA OPOWIEŚĆ O PRZEZNACZENIU

„(…) dwóch mężczyzn zainteresowało się, co tu robię, i ten drugi – na oko trzydziestopięcioletni, dobrze mówiący po angielsku – obejrzał zdjęcia, kazał mi zaczekać, a potem poszedł dokądś ulicą. Nie miałem zbyt wiele czasu, żeby się zastanowić, co się dzieje. Ciekawscy już zaczęli zbierać się wokół nas zaintrygowani obecnością cudzoziemca na ulicach nigdy nieodwiedzanych przez turystów.

 Po kilku minutach mężczyzna wrócił i wypowiedział pamiętne słowa:
– Chodź. Zaprowadzę cię do matki.[1]”
Źródło Inst MCB

Jak się czuje pięciolatek, który zgubił drogę do domu? Saroo, mały Hindus, który wraz ze starszym bratem udał się na wyprawę do sąsiedniego miasteczka odczuł to na własnej skórze. Pozostawiony na dworcu z przykazem oczekiwania na nastolatka załatwiającego swoje interesy (zapewne mające na celu zorganizowanie żywności lub pieniędzy) usnął na ławce na peronie. Obudziwszy się w środku nocy, zdezorientowany, pozbawiony opieki, wsiadł do stojącego przy peronie pociągu, z nadzieją, że wraca on do jego rodzinnej miejscowości. Oczywiście – było wręcz odwrotnie: pociąg skierował się do oddalonej o 1600 kilometrów Kalkuty. Samotny, głodny pięciolatek w latach 80 w mieście podziałów klasowych i wszechobecnej biedy? To nie mogło skończyć się dobrze… A jednak.

Opowieść Saroo, spisana w 2010 roku, to rekonstrukcja jego losów z punktu widzenia trzydziestokilkulatka, adoptowanego jako dziecko przez rodzinę z Australii. Wychowując się większość życia na Tasmanii Brierley czuje się Australijczykiem, jednakże cały czas nie daje mu spokoju świadomość istnienia utraconej rodziny. Mimo całej miłości, jaką darzy swoich adopcyjnych rodziców postanawia odnaleźć swoje korzenie w dalekich, opuszczonych przed laty Indiach. Nie jest to jednak łatwe: za pomoc służą mu jedynie zamglone wspomnienia pięciolatka, na podstawie których ani indyjskie służby, ani ośrodek adopcyjny nie mogły natrafić ani na miejscowość, z której mógłby pochodzić chłopiec, ani tym bardziej na jego rodzinę. Z pomocą przychodzą mu dopiero… najnowsze technologie: Google Earth i Facebook.

Wzruszającą część książki stanowi opis podróży dorosłego już Saroo do Indii, i spotkania z jego biologiczną rodziną: przejmująca jest zwłaszcza niezachwiana pewność Kamli, matki chłopca, w to, że syn żyje, i z pewnością kiedyś powróci (z tego powodu nie godziła się na przeprowadzkę do dość dobrze usytuowanej jak na indyjskie warunki córki, tłumacząc, iż musi pozostać w miejscu swojego dotychczasowego zamieszkania, gdyż Saroo po powrocie nie będzie mógł jej odnaleźć). Znamienny tutaj jest brak dysonansu tożsamościowego Brierleya: przez cały czas twierdzi, że czuje się Australijczykiem – po prostu ma dwie rodziny. Odnalezienie biologicznej matki nie zmienia niczego w podejściu Saroo do adopcyjnych rodziców: przez cały czas w swojej opowieści podkreśla swoją miłość do nich i wdzięczność za to, że zdecydowali się go przyjąć do swojej rodziny. Rzeczywiście: gdyby nie dobroć wielu osób, które Brierley spotkał na swojej drodze jako dziecko, zapewne nie udałoby mu się – samotnemu pięciolatkowi pozostawionemu na ulicach Kalkuty – przetrwać.

Zdumiewające są nici przeznaczenia, które wyznaczały losy Saroo Brierleya. Jednakże Saroo (w hindi Śeru – co oznacza „lew”, „walczący”) całą swoją historią pokazuje, że wiara i pewność w rzeczy pozornie niemożliwe sprawiają, że możemy osiągnąć wszystko. Nawet, jeżeli byłoby to oddalone o 10 tysięcy kilometrów.



Na podstawie książki „Lion. Droga do domu” powstał film o takim samym tytule, z rewelacyjną rolą Deva Patela, znanego ze „Slumdoga. Milionera z ulicy”. Film otrzymał 6 nominacji do Oscara, i warto go – oczywiście po przeczytaniu książki – zobaczyć. Ta historia rzeczywiście jest tak niewiarygodna, że aż prosiła się o ekranizację.

[1]Saroo Brierley: Lion. Droga do domu. Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2016, s. 184



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak Literanova ❤







Autor: Saroo Brierley
Tłumaczenie: Małgorzata Kafel
Wydawnictwo: Znak Literanova, Kraków 2016

Liczba stron: 272

Brak komentarzy: