„(…) dwóch mężczyzn zainteresowało się, co tu robię, i ten drugi – na oko trzydziestopięcioletni, dobrze mówiący po angielsku – obejrzał zdjęcia, kazał mi zaczekać, a potem poszedł dokądś ulicą. Nie miałem zbyt wiele czasu, żeby się zastanowić, co się dzieje. Ciekawscy już zaczęli zbierać się wokół nas zaintrygowani obecnością cudzoziemca na ulicach nigdy nieodwiedzanych przez turystów.
Po kilku minutach mężczyzna wrócił i wypowiedział pamiętne słowa:– Chodź. Zaprowadzę cię do matki.[1]”
Jak się czuje pięciolatek, który
zgubił drogę do domu? Saroo, mały Hindus, który wraz ze starszym bratem udał
się na wyprawę do sąsiedniego miasteczka odczuł to na własnej skórze. Pozostawiony
na dworcu z przykazem oczekiwania na nastolatka załatwiającego swoje interesy
(zapewne mające na celu zorganizowanie żywności lub pieniędzy) usnął na ławce na
peronie. Obudziwszy się w środku nocy, zdezorientowany, pozbawiony opieki,
wsiadł do stojącego przy peronie pociągu, z nadzieją, że wraca on do jego
rodzinnej miejscowości. Oczywiście – było wręcz odwrotnie: pociąg skierował się
do oddalonej o 1600 kilometrów Kalkuty. Samotny, głodny pięciolatek w latach 80 w mieście
podziałów klasowych i wszechobecnej biedy? To nie mogło skończyć się dobrze… A
jednak.
Opowieść Saroo, spisana w 2010
roku, to rekonstrukcja jego losów z punktu widzenia trzydziestokilkulatka,
adoptowanego jako dziecko przez rodzinę z Australii. Wychowując się większość
życia na Tasmanii Brierley czuje się Australijczykiem, jednakże cały czas nie
daje mu spokoju świadomość istnienia utraconej rodziny. Mimo całej miłości, jaką
darzy swoich adopcyjnych rodziców postanawia odnaleźć swoje korzenie w dalekich,
opuszczonych przed laty Indiach. Nie jest to jednak łatwe: za pomoc służą mu
jedynie zamglone wspomnienia pięciolatka, na podstawie których ani indyjskie
służby, ani ośrodek adopcyjny nie mogły natrafić ani na miejscowość, z której
mógłby pochodzić chłopiec, ani tym bardziej na jego rodzinę. Z pomocą
przychodzą mu dopiero… najnowsze technologie: Google Earth i Facebook.
Wzruszającą część książki stanowi
opis podróży dorosłego już Saroo do Indii, i spotkania z jego biologiczną
rodziną: przejmująca jest zwłaszcza niezachwiana pewność Kamli, matki chłopca,
w to, że syn żyje, i z pewnością kiedyś powróci (z tego powodu nie godziła się
na przeprowadzkę do dość dobrze usytuowanej jak na indyjskie warunki córki,
tłumacząc, iż musi pozostać w miejscu swojego dotychczasowego zamieszkania,
gdyż Saroo po powrocie nie będzie mógł jej odnaleźć). Znamienny tutaj jest brak
dysonansu tożsamościowego Brierleya: przez cały czas twierdzi, że czuje się
Australijczykiem – po prostu ma dwie rodziny. Odnalezienie biologicznej matki
nie zmienia niczego w podejściu Saroo do adopcyjnych rodziców: przez cały czas
w swojej opowieści podkreśla swoją miłość do nich i wdzięczność za to, że
zdecydowali się go przyjąć do swojej rodziny. Rzeczywiście: gdyby nie dobroć
wielu osób, które Brierley spotkał na swojej drodze jako dziecko, zapewne nie
udałoby mu się – samotnemu pięciolatkowi pozostawionemu na ulicach Kalkuty –
przetrwać.
Zdumiewające są nici
przeznaczenia, które wyznaczały losy Saroo Brierleya. Jednakże Saroo (w hindi
Śeru – co oznacza „lew”, „walczący”) całą swoją historią pokazuje, że wiara i
pewność w rzeczy pozornie niemożliwe sprawiają, że możemy osiągnąć wszystko.
Nawet, jeżeli byłoby to oddalone o 10 tysięcy kilometrów.
Na podstawie książki „Lion. Droga
do domu” powstał film o takim samym tytule, z rewelacyjną rolą Deva Patela,
znanego ze „Slumdoga. Milionera z ulicy”. Film otrzymał 6 nominacji do Oscara, i
warto go – oczywiście po przeczytaniu książki – zobaczyć. Ta historia
rzeczywiście jest tak niewiarygodna, że aż prosiła się o ekranizację.
[1]Saroo Brierley: Lion. Droga do domu. Wydawnictwo Znak
Literanova, Kraków 2016, s. 184
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak Literanova ❤
Autor: Saroo Brierley
Tytuł: Lion. Droga do domu.
Tłumaczenie: Małgorzata Kafel
Wydawnictwo: Znak Literanova, Kraków 2016
Liczba stron: 272
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz